Widok wielkiego obszaru wody, z ledwo majaczącą w oddali linią przeciwległego brzegu, zawsze wywoływał u mnie dreszcz emocji i podniecenia. Gdzie są karpie? Dlaczego właśnie tu, a nie tam? Jeśli chcemy osiągnąć sukces i złowić karpia na dużej publicznej wodzie, to musimy wszystko dokładnie zaplanować. Przypadkowe wyjazdy zazwyczaj z góry skazane są na porażkę. Wiem, że są osoby w czepku urodzone i złowią karpia na szybkim wypadzie, ale będą to przypadkowe ryby i trudno będzie powtórzyć taki sukces kolejny raz. Jak w totolotku – jeśli nawet dopisze szczęście, to zazwyczaj ma to miejsce tylko raz.
Obalam teorię
Zanim wyruszymy na pierwszą zasiadkę, należy dobrze rozpoznać wodę. Warto wykorzystać środki pływające, jeśli jest to dozwolone. Czego szukamy? Przede wszystkim będzie interesował nas rozkład głębokości łowiska, poznanie struktury jego dna oraz tego, co na nim zalega. Miejsce, którego szukamy, musi się czymś wyróżniać od pozostałych, aby karpie chciały je odwiedzać. Trudno znaleźć ryby na wielkich blatach pozbawionych ciekawych struktur. Poza tym wielkie wody mają to do siebie, że dobre wiosenne miejscówki nie zawsze będą dawały nam ryby jesienią. Różnice głębokości sprawiają, że karpie migrują i przemieszczają się w okolice, gdzie w danym czasie jest im najlepiej. Duże znaczenie ma temperatura wody oraz naturalny pokarm. Dlatego warto wytypować kilka miejscówek. Wiosną najlepsze będą płytkie zatoki, gdzie woda nagrzewa się najszybciej. W takich miejscach najczęściej przebiega także tarło innych ryb, a karpie kierują się tam w poszukiwaniu ikry, która jest łatwym pokarmem o tej porze roku. Odwrotnie rzecz ma się jesienią, kiedy w płytkich miejscach woda ochładza się tak szybko, jak nagrzewała wiosną, a wtedy powinniśmy szukać ryb w głębszych partiach wody. W poprzednim roku tę książkową teorię częściowo obaliłam. Te same płytkie miejsca, które dawały mi ładne ryby latem, sprawdzały się także w październiku, a nawet na początku listopada. Mam na to jednak wytłumaczenie. Regularność nęcenia i przyzwyczajenie ryb do dobrej jakości pokarmu sprawia, że nawet późną jesienią będą one nadal odwiedzały miejsca, w których wcześniej znajdowały łatwy do zdobycia, sycący i lekkostrawny pokarm. W moim przypadku były to kulki proteinowe najwyższej jakości.
Oszalałam?
Kiedy łowimy w małym bajorku, gdzie wystarczy posłać zestaw kilkanaście metrów od brzegu, dobór sprzętu nie ma tak wielkiego znaczenia jak podczas łowienia w wielkich akwenach, gdzie wielokrotnie będziemy zmuszeni wywozić nasze zestawy na kilkaset metrów. W zależności od odległości, jaka dzieli nas od wybranego wcześniej miejsca, musimy zastanowić się, jakiego rodzaju linki głównej należy użyć. Przy wywózkach sięgających nawet 300 metrów z powodzeniem łowię na żyłki. Wtedy jednak użyć żyłki mało rozciągliwej, która przy idealnym naprężeniu zestawu przekazuje każde branie nawet z bardzo dużej odległości. Kolejny ważny parametr to jej wytrzymałość. Na tak długim odcinku żyłka może przetrzeć się o różnego rodzaju kamienie, głazy czy kolonię racicznic. Są jednak sytuacje, kiedy wywożę przynętę nawet na 500 m. Pewnie wielu z Was pomyśli, że oszalałam, ale uwierzcie mi, są zbiorniki, w których właśnie na taka odległość musimy wywozić nasze przynęty, aby mieć jakąkolwiek szansę na złowienie ryby. Jaki powinien być zestaw do tak ekstremalnej wywózki? Jedynym dobrym rozwiązaniem jest użycie plecionki, która ma rozciągliwość wielokrotnie mniejszą niż żyłka. W przypadku dalekiej wywózki także musimy zadbać o jej jak najwyższą jakość. Najczęstszym problemem jest pływalność plecionki, więc używam takiej, która łatwo tonie, a oprócz tego bardzo często dodatkowo zakładam na nią beklidy (ciężarki, ang. back lead), by ściśle przylegała do dna.
W klatce Faradaya
Łowienie na dużych zbiornikach to także wiele zagrożeń dla nas samych, dlatego oprócz najwyżej jakości sprzętu musimy włączyć myślenie i zadbać o siebie. Dalekie wywózki i hole na środku dużej wody niosą ze sobą ryzyko wypadnięcia z pontonu lub jego wywrócenia na dużej fali. Dlatego bezwzględnie zawsze wypływamy ubrani w certyfikowaną kamizelkę ratunkową. Nawet spokojna woda może w mgnieniu oka zmienić się we wzburzone morze. Przydatne będzie również urządzenie GPS, które pomoże nam określić naszą pozycję w nocy lub w gęstej mgle, co pozwoli bezpiecznie odnaleźć nasze stanowisko na brzegu. Oczywiście na pokładzie nie może zabraknąć telefonu, za pomocą którego w razie problemu będziemy mogli wezwać pomoc. Pod żadnym pozorem nie wypływamy na wodę, kiedy widzimy, że nadchodzi burza. Pływanie podczas burzy z wędką z włókna węglowego można porównać do próby samobójstwa. W obecnych czasach mamy aplikacje pogodowe, które łatwo ściągać na smartfony. Dzięki temu wiadomo, kiedy zbliża się zagrożenie i jest czas, aby się do tego przygotować. Mam tutaj na myśli ściągnięcie wędek i przeczekanie burzy w bezpiecznym miejscu. Jeśli przy naszym stanowisku jest możliwość zaparkowania samochodu, to koniecznie należy się w nim schować. Tworzy on tzw. klatkę Faradaya zabezpieczającą przed wyładowaniami elektrycznymi.
Znikająca zanęta
Po wyborze miejsca łowienia należy zastanowić się nad wyborem odpowiedniej strategii nęcenia, od której w głównej mierze zależy sukces wyprawy. Jak dużo sypać i od czego jest to zależne? Przede wszystkim od wielkości populacji ryb w zbiorniku, pory roku, a co za tym idzie temperatury wody, a także od wielkości tego zbiornika. Wyznaję zasadę, że im większa woda, …”
Na stronie 28 WW 6/25 Monika Lechowska-Bacia opisuje jak rozpracować duże łowisko karpiowe.