Wakacyjna skuteczna prostota

Mateusz Pustuła; "Jakoś nie lubiłem sierpnia. Może przez to, że jego początek wskazu-je na to, że osiągnęliśmy wakacyjny półmetek. Być może zaś powód tkwi w latach młodzieńczych - im bliżej końca miesiąca, tym więcej myśli o powrocie do szkoły i nowych obowiązkach. Smutne odlicza-nie - ile jeszcze dni zostało… Będę szczery do bólu - sierpień polubiłem dopiero wtedy, gdy nie ciążyło nade mną widmo wrześniowej szkoły. Napiszę więcej: to w sierpniu właśnie łowiłem naprawdę piękne ryby!

Powiadom znajomego:

Sierpniowe wyprawy z ostatnich lat kojarzą mi się przede wszystkim z ogromną ilością potrzebnego sprzętu. Zazwyczaj zanim „dotoczyłem się” na łowisko od nieopodal zaparkowanego auta, to udało mi się zapewne spalić setki kalorii. Spocony, umęczony mogłem zacząć miesza-nie zanęt, budowanie zestawów i wreszcie, po ponad godzinie przygotowań, zasiadałem w wędkarskim fotelu lub na koszu z satysfakcją maratończyka, który ostatkiem sił dobiegł na metę.

Wszystko zmieniło się wraz z przyjściem na świat mojego syna. Niejako to właśnie jemu zawdzięczam, że musiałem zmniejszyć swój ekwipunek do niezbędnego minimum. Tym samym sierpień jest dla mnie miesiącem, w którym łowię na kilka metod, dzieląc swoją pasję z pierworodnym. W tym artykule postaram się pokrótce omówić dwie najważniejsze metody: spławik i łowienie batem lub wędką z kołowrotkiem oraz łowienie z gruntu w postaci popularnego method feedera.

Tytułowy minimalizm

Przyjęło się, że aby łowić skutecznie trzeba mieć sporo wędkarskiego sprzętu, najlepsze zanęty, najlepiej japońskie żyłki i haczyki po kilka złotych za sztukę. Celowo wyolbrzymiam całą sytuację, ale dostrzegam, że dla wielu wędkarzy ważniejsze od wyników są ceny produktów. Nieustanny wyścig zbrojeń - co lepsze, co droższe, a czego by się nawet za darmo do rąk nie wzięło. Tym sposobem, chcąc nie chcąc, bierzemy udział w tym wyścigu, szukając złotego Gralla w postaci kilogramowego opakowania zanęty za kilkadziesiąt złotych.

Trochę na przekór, trochę z racji tego, że na ryby jeżdżę głównie z synem (szczególnie w okresie wakacyjnym), zminimalizowałem ilość potrzebnego sprzętu. Nie zauważyłem, żeby osiągane przez nas wyniki by-ły gorsze od sąsiadów. Wręcz przeciwnie - będąc zmuszonym do okrojenia transportowanych przynęt, zanęt etc. muszę wybierać jedynie naj-bardziej potrzebne i sprawdzone produkty. Minimalistyczne zasiadki mają swój niepowtarzalny urok. Wymagają skupienia i bardzo precyzyjnego podejścia.

Najbardziej lubię te wyprawy, kiedy aktywnie szukamy ryb, chodząc wzdłuż rzeki. Poza wiaderkiem z rozrobioną zanętą, robakami, podbierakiem, zapasowymi spławikami, ciężarkami i haczykami w jednej, a batem w drugiej ręce - nie potrzeba wiele więcej. W przypadku metod gruntowych jest podobnie: wiaderko, podpórki, gotowe zestawy, garść różnych przynęt, zanęta, pellet, do tego jedna lub dwie wędki z koło-wrotkiem i wystarczy.

Wspomnę tutaj o jeszcze jednej kwestii - minimalistyczne łowienie po-kazał mi swego czasu nie kto inny jak spławikowy Mistrz Polski Paweł Wlazło. Na zaproszenie Pawła odwiedziłem niewielką rzeczkę w centralnej Polsce. Przeszliśmy wówczas kilka kilometrów właśnie z wiaderkami, podbierakiem i dwoma batami. Złowiliśmy kilka pięknych jazi, płoci, krąpi i leszczy i… kleszczy! Krok po kroku, dołek po dołku, zakole po zakolu. Tym sposobem zobaczyłem, …”

Mateusz Pustuła na stronie 16 WW 8/24 przekonuje, że minimalistyczne zasiadki mają swój urok.

Podobne wiadomości