Moja przygoda z Krainą Wiatraków zaczęła się w roku 2015, kiedy to jako członek pierwszej polskiej drużyny wystartowałem w World Predator Classic w Hellevoetsluis – prestiżowych międzynarodowych zawodach spinningowych, o których notabene nie miałem wtedy zielonego pojęcia. Namówił mnie do tego kumpel, pojechaliśmy i tak zaczęła się moja nowa wielka przygoda, która przeszła w miłość, a obecnie już chyba w uzależnienie. Rokrocznie spędzam w Niderlandach kilka tygodni, by się zmierzyć z najtrudniejszą wodą jaką znam i niesamowitymi rybami, które ją zamieszkują.
Przeżyj to sam
W rozległych estuariach połączonych rzek Maas i Waal, oddzielonych pod morza potężnymi antysztormowymi zaporami, łowione są regularnie szczupaki powyżej 130 cm i metrowe sandacze. To naprawdę imponujące ryby, jednak dla mnie świętym Graalem są tamtejsze okonie, które bardziej przypominają karpie, tyle że w paski. Dla łatwiejszego wyobrażenia rozmiarów i proporcji tych ryb podam prosty przykład. Otóż mój życiowy okoń ze Szwecji mierzył 57 cm i ważył 2,20 kg, natomiast mój holenderski rekord to okoń o długości 53 cm i masie, uwaga, 3,20 kg! Uwierzcie mi, że kiedy coś takiego wyjeżdża z toni przy burcie łodzi, nawet najbardziej doświadczony wędkarz traci pewność siebie, adrenalina uderza mu do głowy, a łapki trzęsą się w sposób niekontrolowany. Już pierwsze spotkanie z takim smokiem powoduje (przynajmniej u mnie), że chce się tu ciągle wracać, by przeżyć to kolejny raz. Od razu zaznaczam, że takie ryby same nie wskakują do łodzi i trzeba się mocno napracować, aby osiągną sukces – ale zapewniam, że warto. Żadna inna znana mi woda (a trochę już ich zaliczyłem) nie potrafi tak skutecznie uczyć pokory pyszałków, a jednocześnie tak cudownie wynagradzać wędkarzy cierpliwych i pracowitych.
Ryby są wszędzie
Możliwości wędkowania są tu nieomal nieograniczone, i to zarówno dla łowców uzbrojonych po zęby, czyli posiadaczy sprzętu pływającego, jak i tych, którzy preferują łowienie z brzegu. Tutaj dodam, że nie znam drugiego kraju, gdzie „street fishing” byłby tak popularny, jak właśnie w Holandii, a efekty miejskiego wędkowania mogą być równie spektakularne, jak te osiągane z łodzi. Dobrych łowisk jest tu pod dostatkiem. Aby osiągać sukcesy, wcale nie trzeba być posiadaczem jakiejś sekretnej wiedzy o tajnych miejscówkach. Wręcz przeciwnie – wydaje się, że ryby są tu wszędzie i to w zadowalającym zagęszczeniu. Niemal każdy, nawet pozornie mało obiecujący kanałek może obdarzyć piękną rybą. Nie oznacza jednak, że złowienie okazałej ryby jest łatwe i oczywiste.
Łatwe noclegi, nieważne patenty
Niderlandy mają dobrze rozwiniętą bazę turystyczną, a możliwości wynajmu kwatery wędkarskiej jest wiele. Wystarczy wybrać sobie miejsce lub tylko okolicę, gdzie chcemy łowić, a niezastąpiony dr Google zajmie się resztą. Przez te wszystkie lata jeszcze nie udało mi się źle trafić z zakwaterowaniem – najczęściej byłem mile zaskoczony.
Jeżeli przyjeżdżamy z własną łodzią, sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana. Po pierwsze, aby legalnie pływać po holenderskich wodach, należy obowiązkowo zarejestrować łódź w Niderlandach. Polskie rejestracje tu nie są respektowane. Nie dotyczy to krajów sąsiednich. Procedura jest prosta i niedroga. Pewnym problemem może być fakt, że niektóre związane z tym strony internetowe bywają wyświetlane jedynie w języku niderlandzkim. Drugi, bardziej poważy problem to niehonorowanie przez Niderlandy polskich patentów motorowodnych i żeglarskich, spowodowane niepodpisaniem przez Polskę konwencji regulującej te kwestie.
Łatwe licencje, surowe przepisy
Wędkarstwo w Holandii jest ściśle regulowane i wymaga posiadania odpowiednich licencji. Aby móc legalnie wędkować, wędkarz musi ..."
Tomasz Krysiak na stronie 68 WW 3/25 zaprasza na łowy w krainie wiatraków.