PRZYGODA ŻYCIA

Agnieszka Warchołek: „To był pstrąg. Duży. Gdy zrobił kilka młynków przy powierzchni, nogi mi zmiękły. Był znacznie większy niż się spodziewałam i już wiedziałam, że jeśli uda mi się go wyholować, będzie to moja nowa życiówka.

Powiadom znajomego:

Moja przygoda z wędkarstwem muchowym zaczęła się kilka lat temu w Tylmanowej. Tam właśnie z pomocą narzeczonego złowiłam swojego pierwszego pstrąga potokowego na suchą muchę. Od tego dnia pasja zaczęła nabierać mocy. Zakup woderów, butów, wędek, imadła…

Moje pierwsze muchy były nieproporcjonalne i jakże miłym zaskoczeniem było złowienie na nie pierwszych pstrągów. Ucząc się od bardziej doświadczonych muszkarzy oraz uczestnicząc w warsztatach muchowych Wojtka Kudłacza, z czasem zaczęłam wykonywać coraz trudniejsze wzory. Wiele radości sprawia mi testowanie swoich przynęt. Wszystkie weekendy spędzałam nad wodą. Nie miało znaczenia, czy był to letni upał, czy przejmujący chłód w zimowej rzece. Każdy wyjazd, rzucona przynęta stanowiły dla mnie lekcję i źródło obserwacji życia toczącego się nad rzeką. Wędkarstwo muchowe wniosło do mojego życia wiele radości, nauczyło wytrwałości i pokory.  Nie zliczę, ile razy stałam w wodzie, a tuż pod nogami błyskały się piękne ryby, które nie były zainteresowane podawaną muchą. Cała radość i wyzwanie w tym, by próbować, cierpliwie szukać sposobu na wybredną rybę. Wybieranie odpowiedniej muchy, zmiana sposobu prowadzenia przynęty – to na tym właśnie polega cała zabawa.

Moja muchowa wiosna

Gdy tylko przestanie płynąć woda pośniegowa i temperatura nieco wzrośnie, w ruch idą Wooly Buggery oraz zonkery, które, ze względu na miękkość materiału, fantastycznie pracują pod wodą. Najchętniej wybierana przeze mnie kolorystyka to biel, czerń oraz różne odcienie brązu.  Ze względu na ospałość i zmęczenie tarłem pstrągów na początku sezonu, staram się przynętę prowadzić wolno, dłuższymi pociągnięciami tonącej linki. Szukam ich wtedy w spokojniejszych oraz głębszych odcinkach rzek. Gdy docieram na upatrzoną miejscówkę, wielokrotnie przepuszczam przynętę w miejscach, gdzie spodziewam się pstrąga. Pstrągi o tej porze nie są jeszcze tak pobudzone jak późną wiosną, więc warto przez dłużej obławiać obiecujące miejsce. W dużych rzekach zazwyczaj rzucam ukośnie w stronę przeciwległego brzegu, zatapiam przynętę, a następnie pozwalam jej przemieszczać się w poprzek nurtu, od czasu do czasu ją podbijając. Streamerem łowię głównie rano, a w późniejszych godzinach, gdy robi się nieco cieplej, sięgam po imitacje owadów. Wczesną wiosną zakładam większe nimfy o ciemnych barwach, które prowadzę głęboko. Tym sposobem mogę dotrzeć do przyklejonych do dna ryb, które jeszcze nie są zainteresowane przynętami podawanymi płycej. Ciemne przynęty często urozmaicam akcentami fluo oraz lametami, w szczególności lubię kolor peacock. W marcu oraz kwietniu brakuje nadbrzeżnej roślinności, więc przynęty rzucam z większego dystansu. Także dlatego, że dużego pstrąga warto poszukać przy brzegu na płytszej wodzie i trzeba umiejętnie go podejść.

Ewa i duże pstrągi

Pamiętam ten weekend do dziś. Dwa pierwsze potokowce 58 i 60 cm trafiły do podbieraka w piątek wieczorem. Pięknie wychodziły do unoszących się na powierzchni jętek, czym zdradziły swoją obecność. Z pierwszym poszło szybko, jednak ten drugi dał mi popalić. Zaczęło się od tego, że kilka metrów przede mną ochoczo zbierał z powierzchni wszystko – tylko nie moje muchy. Parę razy leniwie podpłynął, popatrzył i machnął ogonem na pożegnanie. Stałam więc nieruchomo w wodzie i cierpliwie zmieniając przynęty rzucałam w to jedno miejsce. Spróbowałam niemal wszystkiego, co miałam w pierwszym pudełku. Otworzyłam więc kolejne i wreszcie jest! Skusił się na niedużą, czarną widelnicę. Zacięty, z ogromną prędkością kierował się w stronę brzegu usłanego patykami oraz wysokimi trawami. Chodziłam za nim parę dobrych minut, próbując odciągnąć go od zatopionych w wodzie gałęzi. Niestety, w skoczka wczepiła się nieduża gałąź, co utrudniło hol. Przy kolejnym odjeździe ryby poszłam za nią i pośliznęłam się w płytszej wodzie. Upadłam, ale ryba na szczęście się nie wypięła i finalnie wylądowała w podbieraku. Gałąź też. Dopiero godzinę później zorientowałam się, jak mocno rozbiłam kolano na pokrytej glonami skałce.

Okazało się też, że miałam widza. Na brzegu przyglądała mi się pani, która zrobiła mi kilka zdjęć z pstrągiem. Pamiętam, że miała na imię Ewa i kilka razy pytała, czy zamierzam zabrać ze sobą złowioną rybę. Po krótkiej sesji pstrąg szybko wrócił do wody. Porozmawiałyśmy chwilę. Ewa wspomniała, że wędkarstwo jej się podoba i przeszło jej przez myśl, by spróbować. Jednak przejmuje się tym, że ktoś może nieprzychylnie na nią patrzeć i ,,gadać”. Wtedy jej powiedziałam (Ewo, może jakimś cudem to kiedyś przeczytasz): – Nie przejmuj się i rób swoje, a na pewno nie pożałujesz. Wędkarstwo jest piękne i jeśli masz tylko ochotę, to spróbuj. Ludzie, jeśli będą chcieli swoje powiedzieć, to i tak to zrobią. Taka natura, wszystkim nie dogodzisz. Ważne, byś realizowała się w tym, co czujesz. Swoją drogą zdążyłam już poznać wędkarki, które panom w niczym nie ustępują i również mogą się pochwalić fantastycznymi osiągnięciami. Więc do dzieła!

Do głowy by mi nie przyszło…

Szarzało. Niesamowicie szczęśliwa wracałam do samochodu, by pochwalić się wynikami chłopakowi. Do głowy by mi nie przyszło, że rano coś może je przebić. Gdy emocje opadły, zaczęłam odczułam skutki swojej wywrotki. Okazało się, że kolano jest lekko rozcięte i tak spuchnięte, że trudno mi było zginać nogę. Oczywiście do domu nie wróciłam i przeczekałam do rana w busie, robiąc zimne okłady z mrożonek z przenośnej lodówki. Przed piątą rano byłam znów w pełnej gotowości. Boląca nogę mogłam zginać, więc… poszłam na ryby! Wędrując wzdłuż rzeki podziwiałam wchodzące słońce i pojawiające się pierwsze zwierzęta. W drodze do sprawdzonej miejscówki złowiłam na nieduże nimfy kilka pstrągów oraz kleni w przedziale 20-35 cm. Wreszcie dotarłam na miejsce. Była to głęboka bania pod przeciwnym brzegiem. Tu na prowadzącą założyłam cięższą nimfę. Nie było to nic zmyślnego – ot, prosta brązka, lekko poszarpana przez wcześniejsze pstrągi. Swoje już przeszła i wyglądała, można by rzec, robaczywie. Po kilku rzutach poczułam mocne szarpnięcie. Zacięłam. Nastąpił gwałtowny odjazd. Ryba mocno parła w dno a następnie ..."

Agnieszka Warchołek na stronie 52 WW 3/25 opisała swój sposób na wybredne ryby.

Podobne wiadomości