Karpie i amury na mokrą

Arek Kubale: "O tym, że na przestrzeni dwudziestu lat niewiele się zmieniło w powszechnym pojmowaniu sztucznej muchy jako metody, nauczyłem się poprzedniego lata, przy okazji wakacyjnej wizyty mojego nastoletniego Mikołaja – kompana muchowych wypraw. Pozwólcie, że opowiem Wam krótką historię o małym stawku, grążelach i karpiach, których podchodzenie z muchówką, stało się naszym sposobem na upalne letnie dni.

Powiadom znajomego:

Obiecałem łowy życia…

Ułożyliśmy prosty plan: rano, zanim zacznę pracę i jeśli pogoda dopisze, lecimy łowić morskie bolenie (o których pisałem w numerze 6/2023 WW). W weekendy lub wieczorami jeździmy kilkadziesiąt kilometrów na przepiękny, żuławski odcinek Wisły za kleniami. No a w środku dnia? Nie chciałem pozwolić, by mój gość spędzał swój wakacyjny czas na leżeniu, gdy ja muszę wyklepać swoje godziny pracy. Tyle że środek dnia i morze to słaby pomysł (parawany i tłok), a na Wisłę zbyt daleko dla niezmotoryzowanego nastolatka. Pstrągi i lipienie to bite dwie godziny autem w jedną stronę. Więc też klops. Zacząłem się zastanawiać, co ja u licha zrobiłem, zapraszając chłopaka na „wakacje na wsi i łowy życia”. I tu przypomniałem sobie o opcji tak oczywistej, że nawet nie brałem jej pod uwagę – okoliczny, niewielki wiejski stawek o statusie łowiska specjalnego, słynący z karpi i amurów. Zaledwie trzy kilometry spacerkiem. Do tego Mikołaj z całym swoim zapasem wolnego czasu, młodzieńczego entuzjazmu i kreatywności. Przecież to się musi skończyć dobrym karpiem. I to na muchę!

Ryby, które gardzą chlebkiem

– Z taką wędką to w góry musisz jechać i łowić! – usłyszał Miki podczas swojej pierwszej wizyty na stawku od okolicznych mentorów sztuki łowienia ryb na haczyk. Dokładnie te same dobre rady słyszałem i ja, ponad dwadzieścia lat temu, nad miejskim brzegiem poznańskiej Warty, podczas łowienia na muszkę szybkich jak diabli jelczyków z niewielkiego przelewu. Minęło jeszcze kilka lat zanim miałem okazję spróbować „górskiej muchy” z pstrągami i lipieniami w roli głównej. Ale co do tego czasu połowiłem kleni i jelców, to moje.

Pierwsza nasza wyprawa nad karpiowo amurowy staw zakończyła się spektakularnym fiaskiem. Owszem, coś gdzieś cmoknęło, tu i ówdzie pojawił się odkos karpiowego grzbietu na wodzie, lecz tego dnia mucha z sierści sarny, mająca imitować kawałek chleba, została zignorowana przez ryby. Postanowiliśmy więc zrobić burzę mózgów i dotrzeć do sedna karpiowej sprawy. Tym bardziej, że pierwszy i to jak ważny element układanki mieliśmy odhaczony: karpie w łowisku były. Postanowiłem kolejnego ranka podjechać z moim kompanem nad wodę i przyjrzeć się zagadkowym rybom, co to gardzą chlebkiem. Przecież każdy wie, że karpia na muchę łowi się na chleb… Właśnie, aby czy na pewno i zawsze? Zanim pojechaliśmy nad wodę, w ruch poszły książki (są całe opracowanie poświęcone karpiowemu muchowaniu), fora internetowe i zdrowy rozsądek. Czy na pewno chcemy działać standardowo i z automatu? Skoro ryby były mało aktywne przy powierzchni, a większość ryb Mikołaj odnotował kilka metrów od brzegu między ruszającymi się grążelami, to może by tak spróbować spod powierzchni? Wertowanie książek jedynie utwierdziło nas w przekonaniu, że jesteśmy na właściwym tropie – w jednej z pozycji o wdzięcznym tytule „The Best Carp Flies” autorstwa J. Zimmermana nie znaleźliśmy ani jednej (!) suchej muchy. Kilkaset stron rzeczonej książki zajmowały za to imitacje skorupiaków, pijawek i innych mokrych much, o których w Polsce, rozmawiając o łowieniu karpi na muchę, raczej się nie wspomina.

Od bonefisha do cyprinusa

Kolejnego dnia pojawiliśmy się nad wodą lepiej przygotowani. Owszem, suche muchy pozostały w pudełkach, ale oprócz nich pojawiły się również duże nimfy, pijawki w formie Woolly Buggerów oraz różne imitacje małych skorupiaków, a także inne fantazyjne muchy – bardzo podobne do tych, które stosuje się w tropikalnych morzach na egzotyczne bonefishe i permity. Taki wybór okazał się nieprzypadkowy, bowiem poprzedniego popołudnia, przeglądając różne książki i artykuły o tematyce muchowo-karpiowej, znaleźliśmy sporo wzorów zaadaptowanych z ciepłych mórz właśnie do łowienia karpi i amurów. Wspólną cechą większości karpiowych mokrych much był ..."

O wakacyjnym łowieniu karpi na muchę, nie tylko z powierzchni Arek Kubale napisał na stronie 48 WW 7/23.

Podobne wiadomości