22 czerwca 2025, 00:59
4 minuty czytania
Wiadomosci Wędkarskie
Mateusz Pustuła: „Kto z nas nie rozpoczynał swojej wędkarskiej przygody od poczciwej spławikówki i czasu spędzonego z ojcem lub dziadkiem na rybach - niech pierwszy rzuci kamieniem. Nie da się ukryć, że całe zamieszanie związane z pasją do łowienia ryb obudził we mnie tata, kiedy jako 4-letniemu berbeciowi podczas wakacji pozwolił złowić pierwszą w życiu rybę. Nie pamiętam już jaki był to gatunek, ale obraz spławika znikającego pod wodą na zawsze wyrył się w mojej pamięci. Tę samą „krzywdę” wyrządziłem mojemu synowi.
Powiadom znajomego:
Mój syn miał mniej niż rok życia kiedy rozpoczęła się jego (jeszcze nie-świadoma) przygoda z wędkarstwem. Jak każdy zapracowany rodzic musiałem sobie jakoś radzić z opieką, więc wkładałem młodego w specjalnie przygotowaną na plecach chustę, a sam miałem chwilę, żeby po-rzucać spinningiem za drapieżnikiem. Nie wiem, czy gdzieś mu to zo-stało, czy spaczyłem jego postrzeganie świata od początku, bo spośród dziesiątek zabawek mój syn wybierał Lego lub uzbrojone w kotwicę woblery. Babcia i dziadek drżeli na widok malucha, który imitował branie szczupaka, zaciskając niewielkie piąstki na masywnej, kolorowej przynęcie uzbrojonej w piekielnie ostre haki. „Jaki ojciec, taki syn” - mówili, a ja po cichu liczyłem, że młodemu się odwidzi, nie chcąc brać odpowiedzialności za pasję, która „pożarła” lwią część mojego życia.
Myślę czasem, że gdyby nie wędkarstwo, to… Może byłbym adwokatem, może lekarzem, a może, zamiast wymykać się ze szkoły na ryby, po prostu miałbym dzisiaj doskonale płatną pracę i co kwartał wyjeżdżał do ciepłych krajów. Jakoś to się nie wydarzyło, kijem Wisły nie zawrócę, więc postanowiłem, że nie „skrzywdzę” mojego syna. Dlatego też kolejny podrozdział nosi tytuł:
Nic na siłę
Obiecałem przed sobą i matką mojego syna, że nie będę go zmuszał do wędkarstwa. Wymykałem się więc na ryby po pracy, czasem w weekendy, nie dając po sobie poznać dokąd jadę i skąd wracam. Jakie przy-niosło to efekty? Ciąg dziecięcych pytań, eksploracja wędkarskich pudeł, kilka złamanych wędek podczas zabaw w „łowienie ryb”. Im moc-niej walczyłem o to, żeby swojego syna nie indoktrynować wędkarstwem, tym częściej słyszałem: „tato, kiedy pojedziemy na ryby?”
Pod wpływem burzy i naporu dziecięcych pragnień uległem mojemu synowi gdy miał 3 lata. Kiedy piszę ten tekst jest dzień po jego urodzinach, a Tymo skończył właśnie lat 9. Tymo, bo przecież lepiej nie mogłem wymyślić nęcony wizją zdań: „Ty Moteusz, chodź no tu”. Dla większości mało śmieszne, ale mnie jakoś to bawiło i pierworodny Tymoteusz niczym i nikim nieprzymuszany skutecznie łowi ryby wraz z ojcem. Historia natomiast zatoczyła koło, bo podobnie jak w mojej relacji z tatą, tak w relacji mojego syna ze mną kluczowe były wakacje i wędkarstwo spławikowe.
Spławik
Nie ma chyba piękniejszej techniki wędkarskiej, choć w pamięci, poza znikającym pod wodą spławikiem, mam jeszcze „ping-ponga” zawieszonego na żyłce, który podczas brania na zestaw gruntowy podjeżdża do samego blanku wędki. Są to wspomnienia na tyle głęboko zakorzenione i pozytywne, że gdyby ktoś zapytał mnie o pierwsze skojarzenia związane z wędkarstwem, to wymieniłbym właśnie te: spławik i poczciwy „ping-pong”, którego moi koledzy nazywali „małpką”. Ile emo-cji towarzyszyło dziecku podczas wpatrywania się w te dwa sygnalizatory brań.
Kiedy podczas wspólnych wakacji z synem dałem się w końcu namówić na ryby - wybrałem dla nas spławikówki i… okazało się to strzałem w dziesiątkę. Wydaje mi się, że na początek przygody z wędkarstwem spławikowym trzeba zacząć najprościej, jak to tylko możliwe. Wędka z …”
Mateusz Pustuła na stronie 10 WW 7/25 radzi, jak spędzić wędkarskie wakacje z dzieckiem.