Choć zawody przy użyciu method feederów są bardzo widowiskowe, bo łowimy przeważnie ryby średnie, duże i czasem bardzo duże, to niestety takie ryby mają swoje kaprysy, są bardzo wrażliwe na zmiany ciśnienia i temperatury. Grupują się też w ulubionych miejscach lub przemieszczają pod wpływem zmian kierunków wiatru i czasem ciężko jest je znęcić w dość krótkim. Tym samym chcę powiedzieć wprost: ważne jest niestety również niezłe losowanie, a przynajmniej takie, które nas z urzędu nie pozbawi możliwości walki o najwyższe lokaty.
Niestety, szczególnie na łowiskach komercyjnych znajdziemy takie miejsca, które ryby szerokim łukiem omijają. To są minusy małego zróżnicowania gatunkowego tego typu łowisk, zarybianych przeważnie karasiem, karpiem, amurem, czy jesiotrem. Brakuje np. leszczy lub jazi, których pełno na komercyjnych łowiskach angielskich, a które pozwalają również szybko budować wagę podczas zawodów. Załóżmy jednak, że losowanie pozwala nam na walkę o najwyższe laury. Co dalej?
Czy trening jest konieczny?
Można powiedzieć przewrotnie: i tak, i nie. Z pewnością treningi są potrzebne z technicznego punktu widzenia. Dzięki takiej wyprawie przed zawodami możemy poznać głębokość łowiska, typ dna, czy umiejscowienie ewentualnych zaczepów i przeszkód. Oczywiście poznamy je jedynie z grubsza i na ograniczonym terenie. Nie sprawdzimy przecież dokładnie całego akwenu. Drugim aspektem jest dopasowanie odpowiedniego sprzętu do łowiska i warunków na nim panujących. Czasami nawet prozaiczne rzeczy mogą okazać się kluczowe (np. zbyt krótka rękojeść podbieraka przy wysokim brzegu). Najczęściej jednak chodzi o dopasowanie długości wędziska do dystansu wędkowania, wybór konkretnej metody łowienia, ciężaru podajników itp. Podczas zawodów musimy być przygotowaniu na wszelką ewentualność i to na sto procent. Podczas treningu możemy też z dużą dokładnością sprawdzić np. na jaki kolor i aromat waftersa, czy innej przynęty, reagują ryby najlepiej i co mniej więcej dać do podajnika. Czy lepiej sprawdza się zanęta, czy pellet, a może najlepszy będzie mix?
Na tym chyba koniec korzyści, wynikających z trenowania. Teraz kilka słów o negatywnych aspektach treningów. Niestety, wielu wędkarzy traktuje trening zbyt dosłownie. Siada, przygotowuje stanowisko, przynęty, zanęty i zaczyna sesję treningową, tak jakby już byli na zawodach. Koncentrują się przy tym na jak najlepszym wyniku, zapominając o dobrym rozpoznaniu łowiska i sprawdzeniu wielu wariantów. Po takich treningach najczęściej wyciąga się złe wnioski. Szczególnie, gdy taka sesja jest bardzo udana, a ryb nałowione tyle, że siatki nie można z wody wyciągnąć.
Wędkarze zapominają, że byli nad wodą często sami lub w kilka osób i to, że udało się zgromadzić ryby w łowisku wynika nie tylko z tego, że są świetni, ale głównie z tego, że zabrakło obok konkurencji. Podczas zawodów często trzymają się takiej taktyki do końca, bo przecież „sprawdziło się na treningu”. Nie idźmy tą drogą.
Dobór sprzętu
Przeważnie dobór sprzętu pod konkretne zawody rozpoczynamy od wędzisk i kołowrotków. Czy wystarczy nam wędka krótka 3-3,30 m, którą swobodnie połowimy na dystansie do 35-40 m, czy może trzeba także uzbroić wędki odległościowe 3,60-3,90 m, którymi będziemy sięgać na 70-80 m? To już wiemy po treningach, a jeśli nie wiemy, to koniecznie te wędziska weźmy. Tak na wszelki wypadek.
Zaczynając przygotowania do zawodów method feeder trzeba wziąć pod uwagę również regulamin łowiska i np. jeśli zdecydujemy się na wędkowanie na dużych odległościach, to czy łowisko dopuszcza używanie plecionki, czy tylko żyłki. Na cienkiej plecionce jesteśmy w stanie dorzucić dużo dalej, niż na grubej żyłce. Tu oczywiście trzeba wspomnieć, że nie używam do method feedera żyłki cieńszej niż 0,23 mm. Jeśli mogę użyć plecionki, to dowiązuję na końcu 6-7 metrowy przypon strzałowy z żyłki 0,28. Dzięki temu i rzuty są bezpieczne, a i podczas holu plecionka nie ociera boku ryby. Pamiętajmy jednocześnie, że coś za coś. Bardzo silne ryby, typu karp i amur, dużo trudniej holuje się na plecionce. Czuć każdy ruch, ale ta sztywność wymaga od nas uwagi. Najmniejszy błąd i ryba wypięta. Jeśli zdecydujemy się na żyłki, koniecznie zwracajmy uwagę na ich stan. Sprawdzajmy, czy nie są poprzecierane, odcinajmy „zmęczone” końcówki, lub - jeśli nie mamy zaufania do tego co na szpuli, bo np. łowimy 3 sezon - wymieńmy całość. Przez zaniechania tracimy ryby, czasem te na zwycięstwo.
Jeśli chodzi o kołowrotki, to używam rozmiaru 4000-5000. W każdym kołowrotku mam wymieniony klips na gumowy. Dzięki temu podczas odjazdu bonusowej ryby nie muszę myśleć o utrafieniu w moment i wypięciu żyłki z klipsa. Jeśli tego nie zrobimy, zrywamy przypon lub prostujemy hak. W obu przypadkach ryba nie trafia do siatki. Z powodu wypinania się żyłki z klipsa, oznaczam odległość wędkowania na każdej wędce również białym lub żółtym, wodoodpornym markerem. Należy pamiętać o poprawianiu oznaczenia co pewien czas.
To, co w wodzie
Najważniejsze dla ryb i również dla nas jest to, co ląduje w wodzie. Końcowy element zestawu ma największy wpływ na to, czy coś w ogóle złowimy. Podajników do methody jest cała masa i ciężko polecać konkretne. Ja używam podajników typu …”
Na stronie 22 WW 8/24 Tomasz Sikorski radzi jak przygotować się do zawodów method feeder.